Re: Artykuł w Gościu Niedzielnym
Witam dyskutantów.
Jestem tu nowy, ale od kilku dni obserwuję wnikliwie dyskusję nad artykułem w "Gościu Niedzielnym" o wycieczce do Czarnobyla. Nawet specjalnie w tym celu zarejestrowałem się na forum. Uczucia mam mieszane. W Czarnobylu nie byłem (jeszcze!), ale bywam często służbowo na Białorusi (mam nawet stałą wizę), znam osobiście wielu byłych oficerów Armii Radzieckiej i oni wszyscy wypowiadają się o katastrofie w trochę innym, jakby mniej pesymistycznym, a bardziej konstruktywnym tonie. Nikt jej nie lekceważy, ale nie budzi ona niezdrowej sensacji ani paniki.
Z drugiej strony artykuł jest napisany moim zdaniem dobrze, solidnie a nawet powiedziałbym miejscami błyskotliwie. Zdarzają się potknięcia, jak źle sformułowany akapit dotyczący sarkofagu, ale sprawa ta nie przeszkadza mi zbytnio w odbiorze tekstu. Nie rażą mnie również występujące w nim nieścisłości, bo to przecież osobista, subiektywna relacja z podróży, a nie opracowanie monograficzne. Mimo, że pojawiła się w wysokonakładowej gazecie ton wypowiedzi autora moim zdaniem nie może budzić wątpliwości – to wypowiedź osobista, bez aspiracji do obiektywizmu. Można się oczywiście z autorem nie zgadzać i zarzucać Mu różne przewiny, ale nie brak rzetelności! Ma prawo do takich wrażeń po wizycie w Strefie i należy Mu podziękować, że zechciał się nimi podzielić z szeroką rzeszą czytelników.
Wszystko byłoby super gdyby nie jedna sprawa, owe domniemane "czarnobylskie aborcje". Autor podaje w dyskusji źródła, ale, z całym szacunkiem dla jego pracy, sprawa ta wygląda mi na mocno naciąganą. Aborcja budzi w Polsce tak silne emocje, że nie problem znaleźć naukowców lub lekarzy, którzy, w zgodzie ze swoim sumieniem, udowodnią każdą tezę w tej sprawie. Broń Boże, nie ze złej woli, czy braku profesjonalizmu. Po prostu, badacz zawsze jest trochę nieobiektywny, nawet wtedy, gdy bada, dajmy na to obojętne mu emocjonalnie „wyższe harmoniczne drgań liny wyciągu narciarskiego”. W wypadku sprawy aborcji poziom osobistych emocji i związane z nimi oczekiwania są tak wysokie, że ja po prostu nie wierzę w „obiektywne” badania tych problemów. Mimo najlepszych chęci i szczerych intencji każdy badacz będzie w tych kwestiach nieświadomie naciągał wyniki badań do własnego, zgodnego z sumieniem stanowiska w tej sprawie.
Ja również mogę się wypowiadać tylko subiektywnie. Mam niemal 50 lat, gdy wydarzyła się katastrofa czarnobylska mieliśmy już dwóch synów (8 i 7 lat), a Żona była w 3 miesiącu ciąży z trzecim. Oczywiście, jak wszyscy w naszej sytuacji, mieliśmy obawy (na szczęście bezpodstawne) o przebieg ciąży i zdrowie naszego nienarodzonego syna. Biegałem za płynem Lugola dla starszych dzieci, rozmawialiśmy pocieszając się wzajemnie z koleżankami i kolegami, z których wielu również spodziewało się dziecka lub planowało rychłe powiększenie rodziny. Nikogo nie cieszyła perspektywa chorób wrodzonych czy innych powikłań, ale NIKT (dosłownie NIKT!), żadna ze znanych nam par, nie zdecydowała się na aborcję. Nie słyszałem też o żadnym takim przypadku od ginekologa opiekującego się moja Żoną. Dlatego teza o tysiącach aborcji spowodowanych katastrofą wydaje mi się być delikatnie mówiąc mocno dyskusyjna. Sprawia wrażenie wstawionej w gotowy tekst „na zamówienie” redakcji, która jest znana ze swoich radykalnych poglądów na sprawy aborcji. Jeśli tak, to szkoda, bo sprawa ta niepotrzebnie zdominowała odbiór niezłego artykułu o Czarnobylu.
Z drugiej strony, jak mawiał Tewie mleczarz, mieszkamy z Żoną w Poznaniu. Stąd jest o 600 kilometrów dalej od Czarnobyla niż z Chełma Lubelskiego. Może na „ścianie wschodniej” było całkiem inaczej i moje poznańskie doświadczenia pasują tu jak wół do karety?!